czwartek, 22 sierpnia 2024

Adam 04.2002 - 5 prezerwatyw (w odwiedzinach na przepustce)

TO OPOWIADANIE NIE JEST MOJEGO AUTORSTWA
Pochodzi z wydawanego dawno temu czasopisma dla gejów Adam. Niektóre numery można jeszcze odnaleźć na chimikuj.pl. Nie czerpię żadnej korzyści z tego tytułu. Jeśli jesteś autorem tego tekstu lub wiesz kto nim jest możesz skontaktować się ze mną w sprawie uznania autorstwa, edycji lub usunięcia ze strony. 
====================================== 


Przemek z  Łukaszem są parą od roku. Kilka miesięcy temu zostali rozdzieleni. Przemek dostał powołanie do wojska. Najgorsze jednak było to, że otrzymał przydział do jednostki na drugim końcu Polski. 

Pewnego razu  Łukasz złożył mi zaskakującą propozycję. Przemek miał dostać swoją pierwszą przepustkę. Była ona jednak na tyle krótka, że nie opłacało mu się przyjeżdżać. Zaproponował spotkanie tam, na miejscu. Mało tego. Przemek poznał w wojsku kolegę. Roman, bo tak miał na imię, był bi. Robił to już z dziewczynami, a miał ogromną ochotę, by spróbować z facetem. Przemek, gdy o tym rozmawiali, od razu pomyślał o mnie. 

Pomysł był więc prosty: ja z  Łukaszem przyjedziemy do nich, wynajmiemy sobie pokój hotelu, aby się zabawić. Najpierw miałem wątpliwości, ale po telefonicznej rozmowie z Przemkiem, gdy zaczął wychwalać urodę Romana i to, że chłopak autentycznie ma ochotę i jest napalony, zgodziłem się. 

Umówiliśmy się w sobotę na 13.00, niedaleko ich jednostki. Czekając na nich mogliśmy sobie z  Łukaszem poobserwować wielu żołnierzyków kręcących się wokół jednostki. W końcu pojawili się ci, na których czekaliśmy. Przemek zawsze mi się podobał, a w mundurze wyglądał naprawdę ekstra. Jednak ja od razu skupiłem całą swoją uwagę na tym drugim. 

Roman okazał się wysokim, ładnie zbudowanym chłopakiem o brązowych oczach. To taki typ, za którym na ulicy ogląda się prawie każda dziewczyna czy chłopak gustujący w chłopakach. A tu dodatkowo ten jego zajebisty mundur moro, nienagannie założony beret i pas. 

Łukasz z Przemkiem zaczęli się obściskiwać. W końcu zakochana para nie widziała się półtora miesiąca. Natomiast Roman podał mi dłoń i chłodno się przedstawił. Poszliśmy coś zjeść, bo chłopaki byli głodni. Wojskowa strawa im obu nie za bardzo odpowiada. Trochę rozmawiałem z Romanem, ale żołnierz nadal był bardzo spięty i małomówny. Przestraszyłem się, że może chodzi o mnie, może mu się nie podobam. 

Moje wątpliwości rozwiał Przemek. Po zjedzeniu obiadu poszliśmy do klubu gejowskiego na piwo i właśnie w drodze mój kumpel odciągnął mnie na bok i powiedział, że Roman jest trochę skrępowany. Nigdy nie uprawiał seksu z facetem i nie chciałby niczego popsuć, tym bardziej że bardzo go pociągam. Postanowiłem postarać się go wyluzować. Jednak tak naprawdę nie musiałem się zbytnio wysilać. Po prostu fajnie nam się w czwórkę rozmawiało, a do tego wypite piwa działały bardzo pozytywnie. 

Chłopaki mieli w wojsku taką dyscyplinę, że przez ten pierwszy okres nie było mowy ani o alkoholu, ani o seksie. Byli więc bardzo wygłodniali tak jednego, jak i drugiego. I to było widać. Moi dwaj starzy kumple tulili się do siebie i obejmowali. Także Romanowi musiała udzielić się ta atmosfera. 

W pewnym momencie położył mi rękę na kolanie i uśmiechnął się. To był dla mnie sygnał. Przysunąłem się bliżej, a on objął mnie i zaczął gryźć z tyłu w szyję. Szeptał przy tym czułe słówka typu: podobasz mi się; masz ładne oczy; mam na ciebie ochotę; zrobię ci dobrze jak nikt wcześniej itd. W jego głosie słyszałem ogromne napięcie, podniecenie, ale i pewność siebie. Widział, że na niego lecę, a do tego wypite piwo i jego mundur sprawiały, iż czuł się bardziej dominujący. A mnie, rzecz jasna, było przyjemnie. 

Musiałem w pewnym momencie przerwać i wyjść do kibla się odlać. Stanąłem przy pisuarze. Nagle ktoś zaczął mnie od tyłu obejmować. Przestraszyłem się. To był Roman. Dosłownie „przylepił się“ od tyłu. Cuchnęło od niego piwem, miał już nieśle w czubie. Zaczął mnie lizać i zapytał: – Czujesz to mięsko na tyłku? Dzisiaj zapozna się z twoją dziurą! Koleś mnie rozbroił, tym bardziej, że rzeczywiście czułem, iż w spodniach swego munduru nosi naprawdę sporo. 

Roman wyciągnął z kieszeni paczkę prezerwatyw i powiedział:
– Wybrałem je specjalnie dla ciebie, z podwójnym nawilżeniem. Jest ich pięć i zamierzam wszystkie wykorzystać na twojej dziurze, Misiek!

Zrobiło mi się gorąco. Roman gwałtownym ruchem wepchał mnie do kabiny, po czym do niej wszedł. Rozpiął zamek u spodni i wywalił swojego kutasa na wierzch. Zrobił na mnie ogromne wrażenie, bo naprawdę był wielki. Różowy, z ogromną główką przypominającą kształtem grzyba. Wyglądał wspaniale, stercząc na tle spodni moro. 

Roman zażądał, abym opuścił spodnie i się odwrócił. Domyśliłem się, że chce wykorzystać pierwszą z prezerwatyw. Cholernie 11 się podjarałem, ale jednocześnie nie do końca dałem się ponieść emocjom, więc zacząłem go prosić, żebyśmy nie robili tego w kiblu, ale pojechali do hotelu. No i udało mi się go jakoś przekonać. Schował tego ogromnego fiuta do spodni i wyszliśmy do chłopaków. 

Oni też mieli już ochotę na zabawę, więc pojechaliśmy. Pokój wynajęliśmy z  Łukaszem już wcześniej. Dwuosobowy, bo potrzebowaliśmy w zasadzie tylko dwóch prycz. Ledwo przestąpiliśmy próg, a tamci dwaj dosłownie rzucili się na siebie.

Chwilę później, nadzy, baraszkowali dogadzając jeden drugiemu. Roman do sprawy podszedł równie szybko. Przewrócił mnie na łóżko, położył się na mnie i zaczął całować. Jednocześnie obaj nawzajem się rozbieraliśmy. Ściągnął mi koszulę, całując tors dojechał do spodni, których też całkiem sprawnie mnie pozbawił, podobnie jak bokserek. 

Obrócił mnie na brzuch i wstał. Zdjął spodnie i bluzę munduru, którą zdążyłem mu rozpiąć. Nałożył pierwszą z gum i przystąpił do działania. O dziwo, poszło mu całkiem sprawnie. Kilka pchnięć i fiut Romana wbił się w moje „oczko 12 kakaowe“. Właściwie bez bólu. 

Pchał mocno i intensywnie, bo pod nami trzeszczało łóżko. Trzeszczało jednak na przemian z drugim, bo tamtym też akcja rozwinęła się na dobre.  Łukasz leżał rozwalony pod Przemkiem, który jebał swego chłopaka z taką zaciekłością, jak mnie Roman. 

W pewnym momencie trochę zaczęło to przypominać konkurs, który z nich dwóch ostrzej jebie. Autentycznie. Jak jeden przyspieszał, to drugi też. A my z  Łukaszem mogliśmy tylko poprzez głośne jęczenie wyrażać swoją aprobatę dla tego konkursu, no i swoje zadowolenie z jego przebiegu. Obaj też jakby na komendę wyciągnęli kutasy z dziur i polecieli nam na plecy. 

Ja w trakcie tego maratonu popuściłem pod siebie, przeżywając czadowy orgazm połączony z totalnym odjazdem. Zaczęliśmy się śmiać, bo podobna plama białej spermy znalazła się pod  Łukaszem. On też poleciał bez dotykania ręką chuja. Musieliśmy chwilę odpocząć. Roman był tak zmęczony, że przysnął, natomiast ja z Przemkiem wyszliśmy do łazienki na papierosa. 

Oczywiście dzieliliśmy się naszymi wrażeniami z seksu. Rajcowały nas takie rozmowy. Byliśmy nadzy, a Przemek zaczął się ponętnie do mnie uśmiechać i wypytywać o moją dziurkę: czy mam ją już odpowiednio luśną i rozjebaną. Jednym słowem przystawiał się do mnie. Nie wiem, czym by się to skończyło, gdyby do łazienki nie wszedł Roman. 

Zaspany, półprzytomny, odlał się do kibla i podszedł do mnie. Siedziałem na brzegu wanny, więc jego fiut znalazł się na wysokości mojej twarzy, tak blisko, że obijał się o nią. Roman zapalił sobie fajkę. Chciałem wstać, jednak on przytrzymał mnie za barki. Już wiedziałem, jaka jest moja rola. Tym bardziej, że kutas mu się podnosił. Zacząłem mu robić loda. 

Widziałem, jak jest tym podjarany. Zresztą nie tylko on. Wszystko działo się w obecności Przemka, któremu także stanął. Chłopak zostawił nas samych. Poszedł do  Łukasza. A ja ciągnąłem cały czas Romanowi. Starałem się robić to jak najlepiej, aby miał maksymalną przyjemność. 

Żołnierz jednak nagle przerwał i kazał mi przynieść prezerwatywę z kieszeni jego munduru. Wyszedłem do pokoju, a tam Przemek w najlepsze jebał  Łukasza w usta. Chłopak chyba chciał się trochę bronić, ale nic mu to nie dawało. Przemek trzymał go mocno i na całego rżnął w ryja. Puszczając do mnie oko uśmiechnął się. 

Znalazłem gumę i wróciłem do Romana. Przyjąłem pozycję na „czworakach“, a żołnierz pokrył mnie tak, jak pies pokrywa sukę, i zerżnął. Czułem jego ciężar na sobie. Z chujem w środku wyprawiał prawdziwe sztuczki. Wszędzie było go pełno. Masował cały mój odbyt od środka. Nie zapomniał też o moim kutasie, ugniatał go. Udało mu się tak zgrać, że doprowadził siebie i mnie do orgazmu niemal w tym samym momencie. Finiszował w środku. Tak się rozgrzał, że nie potrzebował dobijać ręką. Było wspaniale. 

Dowlekliśmy się jakoś do łóżka. Tamci dwaj już spali. Obudził mnie chłód żelu na prezerwatywie w okolicach tyłka. Leżałem na prawym boku i coraz wyraśniej czułem wielkiego gnata chcącego przebić się do środka. Robiło się widno.
– Wyluzuj, Misiek, i otwórz ładnie dziurkę! – usłyszałem od Romana.
Byłem zaskoczony, skąd w tym chłopaku tyle werwy. Nie chciałem już analu. Dupa coraz mocniej bolała mnie po tamtych dwóch rżnięciach. 

Zanim zdążyłem zaprotestować, byłem po raz kolejny jebany. I znowu to przyjemne trzeszczenie tapczana i następny orgazm. Gdzieś około południa zgłodnieliśmy, więc razem z  Łukaszem poszliśmy kupić coś do jedzenia. Nasi żołnierze dalej wylegiwali się w łóżkach. Cholernie bolał mnie odbyt, na szczęście Łukasz był przygotowany. Dał mi jakąś maść i trochę przeszło. 

Przynieśliśmy im hamburgery i frytki. A po chwili odpoczynku po obiedzie Przemek zażartował:
– Wiecie co? Jest takie powiedzenie: „Każdy żołnierz po jedzeniu myśli tylko o... waleniu“. I to jest prawda. Roześmialiśmy się. 

Roman zaczął lizać mnie po plecach i schodził niżej. Wstałem i wypiąłem tyłek w jego kierunku – on nadal siedział na łóżku. Przywarł twarzą do mojego tyłka, a jęzorem posuwał po całym rowku. Wspaniale lizał całą dupę. Za to tamtym dwóm już tak wspaniale nie było.  Łukasz chciał choć raz podczas tego spotkania posunąć Przemka, a ten nie zgadzał się i sam chciał dupy chłopaka. Zaczęli się sprzeczać, a nawet poszturchiwać. Wyglądało to grośnie. Jednak to była tylko taka ich zabawa. 

Przemek kilkoma chwytami obezwładnił  Łukasza, który musiał pogodzić się z jego dominacją. W końcu jego facet był żołnierzem. Dla mnie sprawa była prosta. Roman nosi mundur, więc się go słucham i nadstawiam dupy. 

No właśnie, język Romana odpowiednio nawilżył moją dziurę, którą zajął się teraz jego chuj. Żołnierz, nadal siedząc na łóżku, przyciągnął mnie do siebie tak, że usiadłem na jego członku. Dupa była już tak rozrobiona, że jednym ruchem cały członek zatopił się w niej. Tym razem mogłem sobie pojeśdzić na jego rumaku. Niesamowite wrażenie. 

Ściskałem ścianki odbytu, drażniąc tym samym jego chuja, a on ręką dogadzał mojemu. Trysnąłem tak mocno, że oblałem plecy Przemka jebiącego w tym czasie  Łukasza. Zasnęliśmy z Romanem, przytulając się do siebie. Obudzili nas tamci. Żołnierze musieli się zbierać. Za pół godziny mieli być w jednostce. 

Romek włożył mundur, pas, buty, nawet beret, kiedy sięgając do kieszeni spodni znalazł ostatnią, piątą prezerwatywę. Powiedział do mnie:
– Obiecałem ci, Misiek, wykorzystanie wszystkich. No to dawaj dupy! Zrobimy szybki numerek! Mówiąc to już rozpinał guziki zamka. 

Pochyliłem się do przodu, a moja dziura przywitała się na pożegnanie ze swoim dobrym już znajomym. Pięć minut i było po wszystkim. Doszedł zaspokajając się moją dziurą. Ja nie zdążyłem, bo chłopaki naprawdę musieli już iść. 

Na koniec pocałował mnie z jęzorem, tak po żołniersku, i obaj z Przemkiem pobiegli do jednostki. Zostaliśmy sami z  Łukaszem w hotelowym pokoju. Złapaliśmy za kutasy i waliliśmy sobie, wspominając ostatnie godziny. Nic innego nam nie pozostało – przynajmniej do ich kolejnej przepustki.

Cherubinek 

Adam Styczen 2002 - Rezerwa


TO OPOWIADANIE NIE JEST MOJEGO AUTORSTWA
Pochodzi z wydawanego dawno temu czasopisma dla gejów Adam. Niektóre numery można jeszcze odnaleźć na chimikuj.pl. Nie czerpię żadnej korzyści z tego tytułu. Jeśli jesteś autorem tego tekstu lub wiesz kto nim jest możesz skontaktować się ze mną w sprawie uznania autorstwa, edycji lub usunięcia ze strony. 
====================================== 


To był męczący dzień. Wcześnie rano musiałem być w centrali firmy, co oznaczało pobudkę o 5.00 rano i jazdę pociągiem ponad dwie godziny. Na miejscu jak zwykle okazało się, że wyniki naszego przedstawicielstwa są mało satysfakcjonujące, i zmuszony byłem wysłuchiwać jakiś wypierdków, którzy mówili wiele, ale nie na temat. Nawet nie dali kanapek, a kawa była lurowata i zimna. 

Spotkanie zakończyło się o siedemnastej i od razu udałem się na dworzec, aby czym prędzej zasiąść w przedziale i odespać stresujący dzień. Szybko kupiłem bilet na intercity i wsiadłem do pociągu. Niestety, to nie był koniec fatalnego dnia. 

W pociągu jechała rezerwa i nie miałem złudzeń, co to znaczy. Już nie raz miałem nieprzyjemność wracać z byłym wojskiem jednym pociągiem. Zawsze ten sam scenariusz. Na początku jeszcze nie najgorzej, można poznać nader interesujący repertuar, ale wraz z upływem kilometrów i wypitej wódki atmosfera się zagęszcza jak w horrorze, podróżni są coraz bardziej przerażeni, rozpoczynają się wędrówki podpitych po całym pociągu, a konduktorów, którzy normalnie nawet dwa razy sprawdzają bilety, mimo że pociąg się nie zatrzymuje na żadnej stacji – ani na lekarstwo. Szybka ocena sytuacji niestety nie była pomyślna: za ostatnie pieniądze kupiłem coś do zjedzenia i teraz to się zemściło – nie było nawet tych kilku złotych na do- płatę do pierwszej klasy. Przesiąść się też nie było gdzie, bo wszędzie byli rezerwiści. 

Usiadłem na swoim miejscu i nawet nie zwracałem uwagi na swoich współpasażerów – zresztą, co chwilę wchodzili i wychodzili, wnosząc jakieś tobołki, z których wydobywał się dźwięk szkła i bardziej głuche odgłosy, pewnie piwa w puszce. Jak dobrze, że dziś jechałem na spotkanie robocze, czyli w dżinsach i polo, a marynarka zmieściła się do sportowej torby, którą musiałem zabrać na jakieś foldery, których jak zwykle drukarnia nie dostarczyła biednej centrali. Gdybym jechał tak, jak czasami na oficjalne spotkanie – w garniturku za ich wieloletni żołd – oznaczałoby to dodatkowe kłopoty, i to duże kłopoty. 

Po jakimś czasie sytuacja się ustabilizowała. Najgłośniejsi jechali chyba wagon za nami, i to tam koncentrowało się wszystko, co najgorsze. W moim przedziale oprócz mnie na stałe pozostało trzech rezerwistów, wcale nie najbardziej upitych i agresywnych (jak na te warunki). Nawet mnie zapytali, czy mogą zapalić, a i nie zapomnieli mnie poczęstować. 

Nie paliłem od dwóch lat, ale nie miałem odwagi odmówić. Jedno o nich można było powiedzieć: wszyscy supermęscy, takie prawdziwe bysiory, ale każdy inny. 

Pierwszy: wysoki blondyn, o wyjątkowo ładnej sylwetce, nie żaden atleta, po prostu był wciśnięty w dżinsy, które były całe napięte i pokazywały każdy mięsień oraz wielkie, szerokie dupsko. Z nich wszystkich chyba był też największym ordynusem – ciągle bekał i pierdział, czym wzbudzał entuzjazm kumpli, a z czasem i mój głośny śmiech. 

Drugi z kolei, dla przeciwieństwa, mały – góra 165 cm, bardzo barczysty, widać było, że pompki nie były mu jako kotowi obce, o bardzo ładnych, ale pospolitych rysach twarzy. On chyba był ich taką czarną owcą, bo ciągle mu jako „Małemu” dogadywali. Był ich maskotką i naprawdę chciało się go przytulić albo chociaż podotykać, np. jak oni – poprzez ciągłe szturchańce. 

Wreszcie trzeci, najsympatyczniejszy – ani wielki jak pierwszy, ani mały jak „Mały”. Miał ładne, cienkie i delikatne, krótko odrośnięte włosy koloru ciemny blond. Robił wrażenie całkiem normalnego, sympatycznego chłopaka. 

Obecność „Małego” i właśnie trzeciego, czyli Damiana, spowodowała, że trochę się rozluźniłem i uspokoiłem, poza tym nie byli wszyscy jeszcze tak pijani, aby na- prawdę narozrabiać. Kiedy mieli już dość swoich pozostałych kolegów, którzy ciągle biegali po wszystkich przedziałach, zabarykadowali drzwi i wyjęli z tobołków swoje zapasy – niestety, ich ilość, jeśli miała być w całości skonsumowana w ciągu najbliższych kilku godzin, budziła trwogę. 

Jak przystało na prawdziwych kompanów, postanowili mnie poczęstować wręczając butelkę i sugerując, że teraz moja kolej napić się z gwinta. Przypomniały mi się wtedy lata szkolne, kiedy ta metoda dawała mi dużą przewagę nad kumplami o mocniejszej głowie – po prostu dźwigałem butelkę do góry i niby piłem. Zyskałem tym prostym zabiegiem opinię gościa o najmocniejszej głowie. 

Niestety kiedyś, kiedy jakimś cudem piliśmy z kieliszków, moi koledzy stracili dla mnie niekłamany podziw, co jest zresztą do dnia dzisiejszego powodem do żartów z ich strony. Kiedy oni dopiero się rozgrzewali i całkiem rzeczowo mówili o przejebaniu wszystkich dziewczyn, które były w pobliżu pod namiotami, ja bełkotałem coś pod nosem, rzygałem, aż wreszcie usnąłem – na szczęście. Jak się nazajutrz okazało, wymieniali się nader pikantnymi szczegółami na temat nowych koleżanek i, zdaje się, wszyscy oprócz mnie stracili wtedy dziewictwo. Kiedy wróciliśmy z wakacji, nic już nie było tak jak przedtem: chłopaki zaczęli uganiać się za dziewczynami, aby oddawać się nowej, dopiero co poznanej tajemnicy zwanej seksem. Ale nie czas na wspominki, o tym może innym razem... 

W każdym razie sztuka picia bez picia i teraz całkiem mi się udawała. Nawet czasem pociągałem mocniej, bo robiło się coraz weselej i czułem się z nimi tak, jakbym znał ich dłużej Do tego stopnia wzbudzili moje zaufanie, że kiedy żałowali, że nie udało im się na dworcu zadzwonić do kogoś tam z informacją, że wracają, bez wahania pozwoliłem im skorzystać z komórki. Nikt jednak nie odbierał. Wysłali więc swymi niewprawnymi do klawiatury palcami SMS–a, co zajęło im chyba z 10 minut. 

W tym czasie rozmyślałem, że misie po prostu wracają z woja i pewnie każdy na ich miejscu zachowywałby się tak samo 45 46 głośno i beztrosko. Z zewnątrz wygląda to zazwyczaj jednak bardzo groźnie i wulgarnie. Na szczęście mało pytali, a dużo opowiadali. Szczerze mówiąc, zawsze imponowali mi nie-geje, którzy potrafią naprawdę bez ściemniania rozmawiać o wszystkich sprawach, o których chyba nawet geje nie mówią tak szczerze. 

I tak dowiedziałem się, że najbardziej jurny jest pierwszy, czyli „Pała”, któremu codziennie nad ranem wzwód przesłaniał słońce i dzień zaczynał sobie od zwalenia konia. Faję musiał mieć naprawdę wielką, o czym mówił ogromny fałd na jasnych dżinsach, na których wyraźnie suwak był napięty i wybałuszony. „Mały” natomiast jako przedmiot ciągłych, skądinąd przyjacielskich kawałów, miał przerypane w woju u kumpli, ponieważ uważali oni za stosowne sukcesywnie uniemożliwiać mu zwalenie sobie konia. 

Ciągle go podglądali i mając pewność, że sobie uprzyjemnia życie, wołali kaprala i mówili mu, że „Mały” w kiblu zasłabł. I tak, „Mały” spuszczał się na oczach kaprala, który podobno zresztą „Małego” bardzo faworyzował. Choć żart kilka razy się powtarzał, to ciągle chętnie szedł z „prawdziwymi kumplami Małego”, którzy dla omdlałego kumpla wyrywali nagle drzwi ze skobla, aby go ratować. Hm... Nie mnie oceniać kaprala Kręgla, bo mnie tam nie było, ale chyba bardzo mu musiało zależeć na życiu „Małego”... 

Trzeci, czyli Damian, tylko się rumienił ilekroć wchodzili na niego, czyli drwili na temat jego „strusich jaj”, które na pewno – jak przekonywali – niejedna pani Strusiowa będzie chciała wysiadywać. Cóż, kiedy prawdziwe chłopy – bysie i misie w jednym – opowiadają sobie takie historie, nam, gejom, oczy wychodzą z orbit, uszy rejestrują każde słowo, a fiuty budzą się do życia jak krokusy na wiosnę. 

Niestety, drogi czytelniku, jeśli spodziewasz się, że teraz nastąpi niezła orgietka i poznam tajną broń naszej armii, reprezentowaną przez tych trzech ogierów, to niestety się mylisz, ale don’t worry, be happy i czytaj dalej... 

Po pewnym czasie alkohol jednak zaczął działać. Mnie zrobiło się swojsko i miło. Jakie cudowne i sympatyczne ma- my wojsko – pomyślałem sobie. I tylko ostatnie przebłyski czerwonego światełka lampki autokontroli można byłoby dostrzec w mojej głowie. Naprawdę, jeśli w tej chwili zacząłem się martwić, to nie tym, co oni mogą zrobić mnie, ale tym, co ja mogę zrobić. 

Na szczęście przestali opowiadać sprośne kawałki. Damian jeszcze ciągle palił cegłę, w ruch poszły kolejne fajki i piwo dla ochłody atmosfery, które spowodowało po kilku minutach, że wszyscy zaczęliśmy jednak ziewać. Ja siedziałem obok „Małego”, a Damian i „Pała” naprzeciw. Chłopaki ściągneli adidasy i swetry i po prostu przylgnęli do siebie głowami i ramionami, tak jak to pewnie nie raz robili w jakiejś ciężarówce po manewrach czy w innym miejscu po sporym wysiłku – i zaczęli kimać. Co za widok! Bysio do bysia, chrapią sobie słodko, a pociąg pędzi 110 km na godzinę. Cóż, też chciało mi się spać, czasu było jeszcze huk. „Mały” jak gdyby nigdy nic przybliżył swoją głowę i położył ją na mym ramieniu. 

Jako że uniknąłem woja (z trudem, choć widząc ten obrazek zacząłem trochę im zazdrościć), postanowiłem spełnić swój niedoszły obowiązek, służąc rezerwie swym ramieniem tak dobrze, jak tylko mogłem. Po kilku minutach nawet własną piersią, bo „Mały” zjechał i jak dziecko tulił się na mojej klacie. O ile jeszcze chwilę temu chciało mi się spać, to teraz zmęczenie znikło i pojawiło się błogie uczucie szczęścia z tak prostego i naturalnego fizycznego kontaktu. Myślałem sobie tylko: chwilo, trwaj. I nie psioczyłem już na PKP z powodu niezakupienia składu Pendolino, dzięki któremu podróż ta trwałaby o wiele krócej, a nawet pomyślałem sobie, jak to kiedyś musiało być miło i wygodnie (chociaż nie – tylko miło) w zamierzchłych czasach, kiedy wojacy podróżowali na jednym koniu albo w jakimś wozie na czterech kołach... 

Kiedy tak rozmyślałem sobie o przeszłości i teraźniejszości naszej kochanej armii, zauważyłem, że śpiący naprzeciw Damian jakoś wyjątkowo czule tuli się do „Pały”. Wyciągnął się wygodniej na plecach i położył głowę „Pale” na jego... pale. Dalej jednak wszystko było w normie, nie stało się w sumie nic, co mogłoby wzbudzić jakiekolwiek domysły u normalnego faceta. Mnie natomiast przechodziło mrowie i nie wiedziałem, co jest przyjemniejsze – „Mały” na klacie czy ich widok. 

Patrzyłem więc, unosząc głowę dopiero co poznanego kumpla swym miarowym oddechem w górę, tak aby móc dotknąć choć na chwilę jego głowy ustami. W nozdrzach wirował zapach prawdziwego faceta. (Nie wierzę w feromony, bo czasami widzę jakiegoś gostka kilkadziesiąt metrów przed sobą lub nawet za szybą, a pomimo to jest on w stanie zmienić moją drogę danego dnia – człowiek po prostu idzie i cieszy oczy – jednak muszę przyznać, że zapach prawdziwego męskiego bysiora jest po prostu oszałamiający i jest chyba najsilniejszym afrodyzjakiem. 

Odkryłem to kiedyś, gdy na wsi pomagałem w żniwach. Koszule flanelowe pracujących w polu o kilka lat ode mnie starszych rolników, suszące się w stodole, w której spałem, były moim prześcieradłem, kołdrą i wszystkim, co było mi potrzebne do orgazmu najwyższego stopnia. Były tak podniecające, a ich zapach tak natrętny i wiercący nozdrza, że nigdy nie musiałem uruchamiać dodatkowo swojej wyobraśni. Po fantastycznym spełnieniu, czasami naprawdę do utraty przytomności, zapach przepoconych koszul jeszcze długo na mnie „leżał”, przeszkadzając zasnąć. 

Tak i teraz, w dusznym pociągu rozgrzane dodatkowo alkoholem ciała wydawały z siebie woń powodującą nabrzmienie mojego chuja.) „Mały” spał, „Pała” chrapał, ja się podniecałem i tylko Damian spokojnie leżał w okolicach krocza swego kumpla. Cały czas patrzyłem na nich, chłonąc ten obraz tak, aby wgrać go do pamięci, tak jak się ładuje cyfrową pamięć. I nagle zauważyłem, że Damian na ułamek sekundy otworzył zupełnie trześwe oczy, spojrzał w moje, a następnie opuścił wzrok w kierunku mego wielkiego krocza. Byłem tak zaskoczony, że nie zdążyłem przykryć wielkiego wzgórza w miejscu mojego rozporka. 

Zresztą patrząc na Damiana zauważyłem w kącikach jego ust uśmieszek – tak jakby aprobujący. Miliard szarych komórek w mojej głowie natychmiast uruchomił proces analizy sytuacji: dlaczego ten przystojniaczek miał tak trześwy wzrok, dlaczego spojrzał mi na ułamek sekundy prosto w oczy, a następnie bez pytania i bezczelnie, tak abym tego nie mógł ukryć, na mój wzwód?! I wreszcie, nie mówiąc nic i niczemu się nie dziwiąc, leżał dalej spokojnie na szerokich udach „Pały”?! Czerwona żarówka w mojej łepetynie zaświeciła się żarem tysięcy woltów, a nawet zaczęła migać jak kogut na policyjnym radiowozie. 

Nie mogłem jednak dojść do jakichkolwiek wniosków. (Wiem, drogi czytelniku, że Ty być może wchodząc do wypełnionego żołdakami pociągu od razu zaplanowałbyś nowy rozkład jego jazdy, czyli jazdę na maksa, ale to, co widziałem, nijak się miało do tego, co do tej pory wiedziałem o prawdziwych facetach.) Odstawiłem „Małego” na bok i wyszedłem na korytarz, otworzyłem okno i wdychałem zimne powietrze, które jednak mnie nie ostudziło. 

Udałem się do WC i obmyłem gorące policzki. Trochę ochłonąłem i wytrzeświałem. Wróciłem do przedziału. Chłopaki się wybudzali, zresztą zbliżała się moja stacja. Po raz pierwszy droga upłynęła tak szybko i żałowałem, że będę musiał wysiadać. Na korytarzu coraz więcej było pożegnań i część rezerwy szykowała się do wyjścia. Podziękowałem chłopakom za towarzystwo i poczęstunek, i powiedziałem, że muszę już wysiadać. „Pała” naciągał mnie, abym jechał dalej i na następnej stacji razem z nimi poszedł w miasto uczcić ich powrót do cywila. 

Niestety, ich stan nie dawał gwarancji dobrej zabawy, a Damian jakoś zmarkotniał i niewiele mówił. Każdemu przybiłem piątkę, zrobiłem misia i poklepałem się po ramieniu. Wyszedłem z przedziału i pociągu. Kiedy znalazłem się na peronie, rezerwiści na nowo przystąpili do śpiewu. W oknach pojawiły się wielokolorowe chusty i okrzyki ostatnich pożegnań. Stałem tak i patrzyłem, jak pociąg powoli zaczyna opuszczać stację. 

Nagle, już w biegu pociągu, wyskoczył... Damian. Stałem jak wryty, a on spokojnie podszedł i powiedział: – Zostawiłeś telefon. Rzeczywiście miał w ręku moją komórkę, która musiała jakimś cudem zostać na siedzeniu, kiedy szykowałem się do wyjścia. Wymamrotałem: – Dzięki... i nie wiedziałem, co dalej powiedzieć. Damian też nic nie mówił. Wiedziałem, że teraz już czas najwyższy, aby dać mu jakiś znak. 

W jakiejś gazecie gejowskiej przeczytałem o takim tajemnym znaku gejów: drapaniu prawego ucha. Pomysł świetny: nie trzeba ucha przekłuwać i na stałe oznaczyć się jako gej – na zawsze i dla wszystkich – a jedynie stosować wtedy, kiedy się chce. Kiedy facet nie chwyta, o co chodzi, to albo nie jest gejem, albo nie chce być nim dla nas. 

Damian w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Chyba nie jest gejem – pomyślałem i ucieszyłem się tym bardziej, a zresztą sygnał nie jest zbyt popularny. (Chłopaki, pamiętajcie o nim – proste a skuteczne. Facet wam się podoba, to podrapujecie swoje prawe ucho. Jeśli robi to samo, to albo jest gejem, albo małpą...) Oczywiście wiedziałem, co się szykuje. 

Zaprosiłem go do pobliskiego baru, ale był zamknięty. Bałem się oficjalnie powiedzieć, co czułem, kiedy widziałem go śpiącego na kolanach „Pały”: że chciałbym przytulić jego głowę i dotykać jego delikatnych włosów, wcierać się w jego jednodniowy zarost. Zaproponowałem mu, abyśmy poszli do mnie, gdzie, jak chce, będzie mógł się wyspać. Zgodził się natychmiast i humor mu się od razu poprawił. Pięć minut i byliśmy u mnie. 

Chciałem przez moment zaproponować mu prysznic, ale zdałem sobie sprawę z tego, że chcę go takim, jaki jest. Powiedziałem, że rozłożę łóżko. On w tym czasie palił papierosa. Kiedy wyrko było gotowe, podszedłem, wyjąłem mu papierosa z ust, zaciągnąłem się i przyssałem mocno do jego ust, przyciągając jego głowę do siebie tak, aby powstrzymać ewentualny opór. Damian jednak nie okazał jakiegokolwiek oporu i wprost rozpływał mi się w ustach – miał smak chmielu, tytoniu i samczego podniecenia. Nogi mi się ugięły i przewracając się na łóżko Damian przygniótł mnie swym ciałem. 

Bez jakiegokolwiek zdania, dziko rozbierał mnie, a ja jego. Najpierw moje polo i jego T-shirt. Ukazało się wspaniałe ciało, noszące ślady dopiero co zakończonej służby; silne ramiona, spod których ulatniał się wspaniały zapach. Jego język wyprawiał cuda, a ręce mocno ściskały moje ciało, szybko przenosząc się w okolice mego rozporka. Pomogłem mu rozpiąć moje spodnie i je ściągnąć. Swoje zdjął sam i mym oczom ukazały się legendarne wielkie jaja. 

Naprawdę, na zdjęciach widziałem różne rozmiary członków, ale jaja przeważnie były wszystkie takie same. Te może nie były strusie, ale na pewno kurze. Faja za to zupełnie przyzwoita, czyli średniej wielkości i taka jak lubię – jakby wytoczony wałek, równomiernej grubości na całej długości, z wielką, przydługą kapą na końcu. 

Nasze fiuty nieporadnie smyrały się po sobie i naszych podbrzuszach. Ciągle nie mogliśmy odessać się od siebie. Ten facet chyba nie miał nikogo przez cały okres służby – tak był napalony. Jego ruchy wskazywały na to, że chce już jebać. 

Nastawiłem się odpowiednio, a on wszedł we mnie napierając całym swym cielskiem, które było wspaniałe – nieowłosione i pozbawione jakichkolwiek piegów i znaczeń. Napierał coraz mocniej i szybciej, a ja czułem rozkosz i wsłuchiwałem się w dzikie okrzyki i westchnienia wydobywające się z głębi jego żołnierskiej gardzieli. 

Prawdziwie samcze ruchańsko, ale co chwila przyciągał moją głowę i wchodził do mych ust językiem, co niepozbawione było swoistej czułości. Podniecałem się coraz bardziej jego ciałem. Nigdy nie działali na mnie superprzystojni modele czy ogólnie uznani za przystojnych faceci. Damian też do nich nie należał, był to taki „chłopak z sąsiedztwa“, który w cywilu był może mechanikiem samochodowym. 

Wspaniale jebał; jego ogromne jaja uderzały rytmicznie o moje pośladki, sapaniu i charczeniu nie było końca. Kiedy dochodził do szczytu, jeszcze bardziej napierał na mnie, tak że prawie cały jeździłem plecami po łóżku. Spuścił się i wyszedł ze mnie. 

Myślałem, szczerze powiedziawszy, że trochę mnie wykorzystał i albo teraz uśnie, albo po prostu ubierze się i wyjdzie. Ja jeszcze się nie spuściłem. Dlatego tym bardziej zdziwiła mnie jego reakcja, kiedy od razu chwycił moją faję i swą miękką dużą dłonią zaczął bić mi konia. Damian nie tylko myślał więc o tym, aby dać upust swym samczym żądzom, ale i pomyślał o moich potrzebach. 

Tak mnie jego reakcja napaliła, że spuściłem mu się dokładnie na brzuch, a on nie skończył od razu, ale fachową ręką kończył dzieło. Widać, że chłopaki nie przesadzali w swych opowiadaniach na temat walenia końska na okrągło w jednostce. Zmęczeni leżeliśmy obok siebie. Spojrzałem na jego twarz i zobaczyłem zadowolenie i radość. 

Przytuliłem się do niego i chyba w kilka chwil usnęliśmy oboje po tak wyczerpującym dniu. Kiedy się rano obudziłem, Damian jeszcze spał, głośno chrapiąc. Wstałem i poszedłem kupić świeże pieczywo; kiedy wróciłem, dalej spał. Rozebrałem się i ponownie wszedłem do łóżka, i delikatnie gładziłem jego ciało. Ocknął się i rozglądnął, szepnął: „cześć“. 

Byłem podniecony jego widokiem, zacząłem pieścić jego wielkie jaja. Znowu zaczęliśmy się całować i macać nasze ciała. Znowu wszedł we mnie i rytmicznie robił swoje, stękając przy tym głośno. Tym razem zlałem się pierwszy, a on zaraz po mnie. Tak kochaliśmy się jeszcze cały dzień, niewiele przy tym mówiąc. 

Dowiedziałem się tylko, że męczył się okropnie w woju, bo zawsze miał ochotę tego spróbować – jego idolem był „Pała”, z którym wiele lat temu jako nastolatek walił konia w jego piwnicy. Wieczorem musiał wracać, odwiozłem go więc do domu. Przy pożegnaniu powiedziałem, że zawsze może do mnie wpaść. O ile wiem, razem z „Pałą” pracują jako ochroniarze i są bardzo dobrymi kumplami. Ciekawe, dlaczego... Adi