niedziela, 1 września 2024

Niespodziewana randka z Grindra III

 Siedziałem na pace wojskowej ciężarówki i starałem się opanować gonitwę myśli. 

W co ja się, do cholery, wpakowałem?

Wokół mnie słyszałem żołnierzyków, którzy mnie uprowadzili, ale nic nie widziałem. Przed wejściem na pakę, pomiędzy skrzynki z zaopatrzeniem, skuto mi ręce za plecami, do ust wepchnięto zaimprowizowany knebel, w postaci skarpety jednego z nich i taśmy klejącej, a potem na głowę założono worek. 


Siedziałem na ziemi, z rękami skutymi za plackami, a na przeciwko mnie na ławeczce pod ściana siedziało trzech mundurowych. 


Poczułem nacisk na kroczu - któryś z nich musiał wyciągnąć nogę i położyć na moim rozporku. Podeszwa coraz bardziej dociskała mi jaja, przez wojskowe spodnie. Poczułem, że mój gnat znowu się podnosi - widać tabletki, które zafundował mi Wojak były mocne. 


-Ani mru mru kocie - lekko kopnął mnie w kroczę. Po głosie poznałem, że to był Tomek  - Rozumiemy się? 

Pokiwałem tylko głową w worku, bo nie miałem innego sposobu, żeby dać im znać, że się zgadzam. 


Jechaliśmy dobre pół godziny. Po jebaniu, które zafundował mi Tomek, czułem, jak z mojej obolałem dupy powoli wypływa jego sperma. Moje spodnie zaczęły robić się coraz bardziej mokre. Ile on tego miał? 


Mimo niepewności tego co się ze mną stanie, nie potrafiłem stłumić rosnącego we mnie podniecenia. Z tego co rozumiałem, jechaliśmy na jednostkę. Co się tam ze mną stanie? Mogłem być pewien, że nic dobrego. 


-Chłopaki dali cynk, że już kończą na poligonie. 

-Panowie nawet nie wiecie, jak ja się cieszę, że nas to gówno ominęło. 

-Pierdole, przebieżki w szpeju przy takiej pogodzie. Leje się z człowieka jak z cebra, i nawet chwili, żeby się odlać. 

-No pamiętacie jak Młody zlał się w biegu, bo czas musiał się zgadzać? 

-Hehe…nooo. Nie on jeden z resztą. 


W końcu gdzieś się zatrzymaliśmy, a żołnierze zaczęli wypakowywać skrzynie. Przyszła też pora na mnie 

-Weźcie Wierzyńskiego za kontenery, za raz przyjdę? 

-Sierżancie, przecież to nie…..

-Zamknąć się, szeregowy. 

-Jasne. 

Dwóch mundurowych podniosło mnie za ramiona i wyprowadziło z ciężarówki. Przeszliśmy kilka set metrów, a potem usadzili mnie na ziemi. Sami chyba zajęli się tym, czym wszyscy żołnierze bez zadania - paleniem fajek. Zapach dymu papierosowego mieszał się z wyraźnym, ostrym zapachem starego moczu. 

Po kilku minutach ktoś zerwał mi worek z głowy. Tomasz.

Sprawdził czy knebel dobrze trzyma a potem poklepał mnie po policzku. 

-No kocie to teraz pobawimy się z armią. Najpierw damy ulżyć tym co mają kose z Wierzyńskim. Postawie go do pionu. 

Młody z Grześkiem podnieśli mnie i wtedy zauważyłem, że faktycznie stoimy przy latrynach. Była to w zasadzie długa betonowa ścianka, pod stojącą na metalowych kolumnach wiatą. W ściance umieszczone były pisuary, chyba ze dwadzieścia. 


Tomasz złapał mnie za kark i poprowadził do stojącej na środku kolumny. 

- Przytrzymajcie go. - Kiedy chłopaki trzymali mi ręce on rozkuł mi dłonie i skuł ponownie - tym razem tak, że ręce miałem skute za filarem o który byłem oparty. Skuto mi też nogi kajdankami  z dłuższym łańcuchem, tak że nie mogłem podnieść ich, żeby kogoś kopnąć. Tomasz podszedł od przodu i uśmiechnął się diabelsko. 

-Typowy marsz ma 12 km. Chłopaki przez większość czasu biegną. Piją ile mogą, ale nie ma czasu żeby się odlać. Pisuarów zawsze brakuje.


Żołnierz rozpiął rozporek w moim moro i wziął wyciągnięty nie wiem skąd samochodowy lejek. Wsadził mi do w spodnie, tak, że od razu stało się jasne jaka będzie moja rola. Na głowę wrócił płócienny worek. Po czym jak gdyby nigdy nic odeszli. 


Nie wiem ile tak czekałem ale w końcu usłyszałem pokrzykiwania i zbliżający się powoli grom dziesiątek obutych stóp uderzających w piach. 

Kompania dotarła na miejsce. Po chwili ktora musiała być podsumowaniem ćwiczeń usłyszałem gromką odpowiedź żołnierzy a potem gwar rozmów. Powoli zbliżały się w moją stronę. 

-Czekaj Janek, bo mnie zaraz rozpierdoli, potrzymaj jak możesz

Trep któremu chciało się chyba najbardziej dotarł wreszcie do latryny. 

-O Kurwa! Janek cho no tu. - poczułem że sprawdza imiennik na mojej piersi. 

-Wierzyński skurwolu, w końcu cie dopadli co? 

-Pierdole, Kamil ale go załatwili. 

-Obiłbym mu mordę, za tą przepustkę.

-Panowie, bez rękoczynów - usłyszałem gdzieś z boku głos Tomasza - czyli jednak miał nade mną pieczę. 

-Zróbcie co macie zrobić i zwolnijcie miejsce. 

-To się rozumie, zaraz tu będzie tona chłopa. 

Żołnierz imieniem Kamil musiał w końcu rozpiąć rozporek i wywalić swoją faję bo poczułem jej uderzenie na lejku w moich spodniach. A chwilę potem gorący strumień zaszumiał wpadając w lejek - i prosto w moje bokserki. Polał mi się po nodze, mocząc spodnie i buty. Od razu poczułem jego ostry zapach. Mój oprawca musiał mieć tego sporo, bo lał dobre pół minuty. 

-Dobra Kamil, dawaj bo ja też muszę 

-To lej, na co czekasz? 

-W sumie….

Drugi z żołnierzy przysunął się bliżej i dołączył swój strumień do strumienia Kamila.  Ten pierwszy ostukał fujarę o lejek i odszedł, ale pojawiali się kolejni. 

Plotka musiała szybko się roznieść, kolejni żołnierze przychodzili i ubliżali mi myśląc że jestem Wierzyńskim. W końcu było ich tylu, że nie chciało im się czekać, poczułem więc, że niektórzy leją prosto na mnie, a pod moimi podeszwami rośnie kałuża ich moczu. 

-Dawajcie go na glebę - powiedział któryś i poczułem, że ciągną mnie za ramiona w dół. Upadłem na kolana prosto w błoto, a strumienie moczu zaczęły spadać na moją głowę, kark i klatkę piersiową. Czułem jak wypływa mi za kołnierz i szybko nasiąka nim worek który mam na głowie. Oddychanie stało się problemem. W pewnym momencie przy zaciąganiu powietrza mokry materiał worka przywarł mi do nosa i zacząłem się dusić. 

-Więc tak wygląda waterboarding -  pomyślałem otrząsając energicznie głowę, żeby odblokować sobie dostęp do powietrza. Udało się. Na chwilę, Sytuacja powtarzała się kilkukrotnie - i walcząc o przetrwanie nie byłem w stanie skupić się na tym co mówią żołnierze. W końcu jednak wszystko ucichło.


Ktoś rozkuł mi nogi i ręce

-Rozbieraj się - usłyszałem. 

Zdjąłem worek z głowy i zobaczyłem znowu Tomasza w towarzystwie Młodego. Ściągnąłem z siebie przemoczony mundur i włożyłem go do plastikowego worka, który podał mi Młody. Wtedy Tomasz odkręcił zawór w ścianie latryny za pomocą węża ogrodowego mnie spłukał. 

Dali mi się potem do ubrania jednoczęściowy kombinezon. Ręce znów skuto mi za plecami, a na szyi pojawił się łańcuch. Zaraz potem nowy, czarny worek. 


Poprowadzono mnie piechotą dobre kilka kilometrów. Potem weszliśmy do jakiegoś budynku. W końcu powalono mnie na kolana i przyciśnięto do ściany. Zdjęli mi worek z głowy.


Klęczałem przed ścianą - z rękami skutymi za plecami na wprost czegoś co musiało być glory holem. Do łańcucha na mojej szyi przyczepiono dwa krótsze, które sprawiły, że nie mogłem odsunąć się od otworu w ścianie na dalej niż kilka centymetrów. 


Tomasz kucnął obok mnie. 

-Czasem z chłopakami zrzucamy się na dziwki, żeby odreagować. Żeby nie było przypału na jednostce, mamy układ, że mogą obsługiwać nas tylko tutaj. Rozumiesz, chłopaki mieli dzisiaj ciężki dzień. Normalnie były by tu 3-4 dziewczyny zajmujące się nami na zmianę. 

Obawiam się, że tym razem cała przyjemność będzie po twojej stronie. 

Pomyślałem o tych wszystkich facetach, którzy jeszcze przed chwilą poniewierali mną na poligonie - o tym, ja sfrustrowani i zmęczeni będą chcieli sobie ulżyć. Kurwa ilu ich mogło być?
Jakby czytając w moich myślach Tomasz powiedział 

-Jakieś 60 chłopa zostało tu dziś uziemionych. 

Przełknąłem ślinę.
- Nie dam przecież rady. 

- Lepiej żebyś dał, niektórzy będą chcieli spuścić z kija więcej niż raz. No to ja, idę powiedzieć chłopakom, że dziewczyny przyjechały, a ty, kocie, staraj się najlepiej jak potrafisz, to może zaprosimy cie tu znowu.

Tomasz wyszedł i usłyszałem, że gromkim głosem coś mówi, w sali obok. Chwilę potem po drugiej stronie zobaczyłem otwierane drzwi i wojskowe spodnie żołnierza, ktory zbliżał się do otworu. Zanim rozpiął rozporek poczułem, że chłopaki nie mieli czasu na prysznic po biegu. Chwilę potem obrabiałem pierwszy karabin na kompanii…


W domu Wojak czekał wyjebany na kanapie. Wszedłem do przedpokoju, ciągle ubrany w kombinezon czołgisty. 

-Tomek dzwonił że się spisałeś. 

-Nie mam siły Wojak, padam na pysk i szczęka mnie boli tak, że nie chce mi się gadać. 

-No ale chyba ci się podobało - wstał i złapał mnie za kombinezon w okolicy krocza. Odznaczały się tam wilgotne plamy. Po raz pierwszy poleciałem od opierdalania pały. 

Nie skomentowałem tego. Wojak rozpiął suwak mojego kombinezonu i ściągnął mi go do ud, po czym wszedł we mnie na poślizgu który ciągle dawała sperma Tomasza. 

Rżnął mnie tego wieczora długo jakby rozkoszując się tym ile przyjemności moje ciało dało przed chwilą całej kompanii żołnierzy. 

Kiedy opadł na mnie oboje prawie zasnęliśmy ze zmęczenia. 

-Tomasz mówi, że zdałeś egzamin. - szepnął w moje ucho przyciągając mnie do swojej piersi. - I że chłopakom podoba się nowy lachociąg. Chcą znów zaprosić te samą laskę na kompanie. Zdaje się, że masz nowy etat, Strzelec. Powiedziałem mu, że co drugi piątek będziesz do jego dyspozycji. 


Autor: Saigteoir

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz